Mont Blanc

Informacje

MONT BLANC leży w masywie o tej samej nazwie, tutaj też królestwo Alp osiąga swój absolut i przytłaczajace piękno. Nie tylko z powodu wysokości, czy wielkości rozmiarów tutejszych szczytów, ale poprzez szczególną olśniewającą wręcz dzikość i niedostępność skalnych baszt i iglic, śnieżnych i lodowych grani, potężnych ścian i filarów dumnie piętrzących się ponad milczącymi lodowcami. Mont Blanc mierzący 4807 m. jest wysunięty na południowo – wschodnim krańcu alpejskiego łańcucha i jest najwyższym szczytem całej Europy.

Fascynacja górą wiążę się z pewnym przymiotnikiem: „najwyższa”. Przypuszczalnie nie ma wspinacza, który by nie czuł, choćby przez jeden jedyny raz potrzeby wejścia na szczyt. I faktycznie: ogrom góry i przytłaczająca wysokość oraz rzeczywiste trudności wspaniałych lodowców i grani tłumaczą jedyne w swoim rodzaju wyzwanie, którego nie oferuje żaden inny alpejski wierzchołek.

Chociaż, współcześnie sieć kolejek linowych skróciła kilka szlaków, Mont Blanc wciąż pozostaje niebezpieczny. Gwałtowne załamanie pogody może zmienić jego stoki w bezlitosne piekło. Nawet łatwe podejście do schroniska może kryć nieoczekiwane niebezpieczeństwa. Corocznie na stokach Mont Blanc życie traci ok.100 osób! Głównymi zagrożeniami są: choroba wysokościowa, oparzenia, spadające kamienie, ekspozycja. Pierwsze zdobycie miało miejsce 8 sierpnia 1786 r., a zdobywcami byli Jacques Balmat oraz poszukiwacz kryształów zaś pierwszą kobietą, która postawiła nogę na wierzchołku była 23-letnia mieszkanka Chamonix – Marie Paradis (1809 r.)

Plan Wyprawy

Głównym celem jest zdobycie Mont Blanc – najwyższej góry Europy. Przewidujemy wariant 10 – dniowy , skierowany do osób, które preferują intensywną działalność górską.

Przebieg wyprawy dzieli się na dwa etapy:
– etap I obejmuje działalność w masywie Gran Paradiso (4061 m n.p.m.) – trzy dni. Tutaj niewtajemniczeni odbędą pierwsze „bliskie spotkanie” ze sprzętem alpinistycznym (używanie raków, czekana, liny, uprzęży). Góra nie jest trudna. Do pokonania mamy 2100 m. przewyższenia z noclegiem w namiotach na 3400 m.n.p.m. Postaramy się stanąć na szczycie w komplecie. Będzie to dla nas, bez wątpienia, ogromną satysfakcją (w końcu to czterotysięcznik) oraz psychicznym wzmocnieniem przed szturmem na Mont Blanc (w myśl zasady: „na duże góry wchodzi się głową”). Wejście na Mont Blanc nie jest uzależnione od wcześniejszego wejścia na Gran Paradiso.

– etap II obejmuje działalność w masywie Mont Blanc (4807 m n.p.m.) – cztery dni. Pozostałe dni stanowią nasz zapas na wypadek złej pogody, którą trzeba będzie przeczekać. Takie rozwiązanie poważnie zwiększa szanse powodzenia akcji i pozwala uzależnić zdobycie szczytu od naszej dyspozycji psychofizycznej, nie zaś od warunków atmosferycznych. Wybieramy wariant klasyczny. Z Le Fayet (533 m.) jedziemy tramwajem (T.M.B.) do Nid d’Aigle (2363 m.). Stąd ruszamy pieszo przez schronisko Tete Rousse (3150 m.), dalej kuluarem do schroniska Gouter (3817 m.). Następnie na Dôme du Gouter (4304 m.) . Stąd granią Bosses na szczyt. Powrót tą samą drogą.W trakcie podejścia dwie noce spędzimy w namiotach.

Kierujemy się zasadą elastyczności – pamiętajmy, że działanie w górach uzależnione jest od wielu czynników (m.in.. warunków pogodowych, samopoczucia uczestników), możemy więc „dopasować” się do konkretnych warunków. Do przejścia mamy około 2450 m w pionie. Do wysokości 3200 m n.p.m. brak poważniejszych trudności.

Żleb Spadających Kamieni przekraczamy w godzinach porannych, gdy jego górne partie pozostają w cieniu (a tym samym są zamarznięte) i nie „plują” kamieniami. Dalej – wspinaczka kuluarem (trudności porównywalne z tymi na Orlej Perci). Na głowach obowiązkowo kaski, na nogach (od schroniska Gouter) – raki. Trudności śnieżne występują tylko na grani Bosses (ostatnie 450 m w pionie). W kilku miejscach grań jest stroma, wąska i eksponowana, zmusza do zachowania szczególnej ostrożności (zwłaszcza podczas wietrznej pogody). Mijanie w tych miejscach innych wspinających się jest wysoce niebezpieczne . Opisany odcinek pokonujemy związani liną. Schodząc zachowujemy szczególną ostrożność – radość ze zdobycia szczytu przeżywać będziemy na dole.

Jeżeli chodzi o noclegi, to trzeba przyznać, że schroniska na tej trasie są odwiedzne przez znaczną liczbę turystów. Dlatego trudno dostać w nich miejsce i często trzeba spać na podłodze. W związku z tym, lepiej być samowystarczalnym i spać we własnym namiocie. Reasumując: mimo że niezbyt trudna, opisana droga jest wymagająca pod względem kondycyjnym, dlatego przygotujmy się trenując już w domu. Terminowa realizacja planu pozwoli nam wykorzystać pozostałe „w zapasie” dni na odpoczynek w Chamonix, zwiedzanie miasta i okolicy oraz jazde na nartach. W drodze powrotnej możemy zwiedzić jedno z miast, leżących na naszej trasie ( np.: Berno albo Zurich).

``Zdobyłem Białą Damę`` - Życie Głogówka, sierpień 2007

– Skąd pomysł, aby zdobyć MontBlanc?

– Jest to kolejna wyprawa. Po Syberii, Mongolii i Indochinach zamarzyło mi się zdobyć najwyższy szczyt Europy, wznoszący się na wysokości 4807 m n.p.m. Tym razem jednak nie byłem, jak poprzednio, w towarzystwie Rafała Siereckiego.Towarzyszyła mi moja dziewczyna – Ola Pinkowska i kolega Robert Sinior.

– Jak przygotowywaliście się do zdobycia Białej Damy?

– Decyzję podjęliśmy w styczniu i od razu zaczęliśmy intensywne przygotowania. Jeździliśmy rowerami po górach – wjechaliśmy na Śnieżnik, Ślężę, Kopę Biskupią. Braliśmy udział w maratonie rowerowym w Karpaczu. Byliśmy również na wyprawach treningowych w Tatrach Słowackich i Polskich. Poza tym – często biegaliśmy.

– Mieliście sponsorów, którzy pomogli wam sfinansować wyprawę?

– Nie, pojechaliśmy za własne oszczędności. Wbrew pozorom, nie były to aż tak wielkie koszty. Większość sprzętu już mieliśmy.

– Jak przebiegała trasa tej niecodziennej eskapady?

– Przyjechaliśmy 8 lipca od strony francuskiej do Chamonix. Tam czekaliśmy cztery dni na poprawę pogody. Nie zważając na przesądy, wyruszyliśmy w góry 13-go w piątek. Pierwszą noc spędziliśmy przy schronisku Tete Rousse (3167 m n.p.m.), gdzie rozbiliśmy namioty na śniegu. Rano ruszyliśmy do lodowca Gouter (3863 m n.p.m.). Mieliśmy do pokonania 846 m w pionie. Było to najtrudniejsze podejście, o czym przekonaliśmy się już w pierwszej godzinie wspinaczki. Spadła na nas lawina głazów. Niektóre były wielkości telewizora. W ostatniej chwili schowaliśmy się przed nimi za skałami, cudem unikając wypadku. „Ładnie się zaczyna” – pomyślałem. W Gouter zaczęliśmy odczuwać skutki wysokości. Niestety, nie można się do tego przygotować. Każdy reaguje na wysokość indywidualnie. My – mimo potwornego zmęczenia – nie mogliśmy zasnąć, odczuwaliśmy brak apetytu. Stanowiło to duży problem, bo nie mogliśmy zregenerować dostatecznie sił do dalszej wspinaczki. Dochodził też do tego mocny ból głowy. Ola miała bardzo silny krwotok z nosa. Wszystkie syndromy choroby wysokościowej wynikają z ogromnego wysiłku, jaki trzeba wykonać i z warunków ciśnieniowych. Dużo zależy także od psychiki. Następnego dnia, o godz. 7.00 rozpoczęliśmy atak szczytowy, a o 12.30 zdobyliśmy Mont Blanc.

– Jak długo byliście na szczycie?

– Około godziny. Jest taka niepisana zasada, że nie powinno się świętować na szczycie, a dopiero po zejściu z niego. Wróciliśmy na lodowiec Gouter i tam nocowaliśmy.W nocyprzeżyliśmy wichurę, która nas jednak nie zaskoczyła. Wieczorem obłożyliśmy namiot śniegiem, który po zachodzie słońca zamienia się w lód. W ten sposób powstaje platforma śniegowa. Następnego dnia schodziliśmy do La Fayete. Było to całodzienne, niebezpieczne zejście.

– Czym żywiliście się podczas wyprawy?

– Jedliśmy głównie wysokokaloryczne batoniki i napoje izotoniczne, które uzupełniają elektrolity w organizmie. Topiliśmy śnieg, aby mieć wodę do picia.

– Czy zaskoczyły was warunki panujące w górach?

– Byliśmy dobrze przygotowani, ale nie wszyscy podchodzą do tego tak poważnie. Dwie godziny przed szczytem spotkaliśmy parę Polaków. Kobieta wymiotowała, a mężczyzna czasowo oślepł, bo nie założył gogli ani okularów przeciwsłonecznych. My chroniliśmy się przed słońcem różnymi sposobami – mieliśmy założone kominiarki i gogle, używaliśmy specjalnych, wysokich filtrów. Ciekawostką jest, że na dużych wysokościach trzeba co dwa, trzy kroki wyrównywać oddech i opanowywać zadyszkę.

– Co jest w górach największym zagrożeniem?

– Lawiny i szczeliny lodowcowe, które mają nawet kilkanaście metrów. Powinno się je omijać. Jeśli nie jest to możliwe, trzeba je pokonać asekurując się liną.

– Jakie macie dalsze plany?

– Na razie odpoczywamy. Chcemy zajakiś czas zaatakować Elbrus w górach Kaukazu. Satysfakcja po zdobyciu Mont Blanc jest tak duża, żechcesię zdobywać inne góry.

– Życzę w takim razie wielu zdobytych szczytów. Dziękuję za rozmowę.

– Dziękuję.

Galeria

Nasze wyprawy
Follow us on social media.