Kazachstan i Kirgistan

Podsumowanie

W czasie naszej wyprawy przejechaliśmy łącznie 15074 km z czego:

  • 1115 km w Polsce
  • 2791 km w Ukrainie
  • 2716 km w Rosji
  • 6547 km w Kazachstanie
  • 1905 km w Kirgistanie

Tankowaliśmy 87 razy i zużyliśmy 1490 litrów gazu oraz 1115 litrów benzyny.

Nasz samochód spalał średnio 15,6 litra gazu/100km i 16,2 litra benzyny/100km.

Koszt paliwa wyniósł 1766 $.

W dzienniku podróży odnotowaliśmy 26 awarii.

Przygotowania

Za parę dni zacznie się nasza kolejna przygoda – GŁOGÓWEK – KIRGISTAN 2008.

Zacznę jednak od początku. Podczas naszej ostatniej wyprawy po Azji południowo-wschodniej ustaliliśmy, że kolejną podróż odbędziemy do Kirgistanu. W czasie przygotowań dołączyliśmy do ekipy HEERRO z Opola (www.heerro.com) i przez parę miesięcy przygotowywaliśmy wspólnie naszą przygodę. Z różnych jednak powodów, w pokojowej atmosferze, nasze zespoły rozeszły się. HIIRRO postanowili przejechać trasę dookoła Morza Czarnego, my uparcie chcemy jechać do Kirgistanu. Umówiliśmy się jednak, że nasze drogi skrzyżują się i planujemy spotkać się w Rosji, w mieście Astrachan. Po wspólnej wymianie doświadczeń pojedziemy dalej na wschód, a oni na zachód.

Z ekipą opolską mieliśmy jechać samochodami terenowymi i to nas tak podkręciło, że postanowiliśmy kupić jakieś auto. Wybór padł na Ładę Niva. Wybraliśmy Ładę kierując się przekonaniem, że w krajach, w których jeździ mnóstwo takich aut, nie będziemy szczególnie się wyróżniać. Zawsze też możemy liczyć na części zamienne i na ewentualne naprawy. 18 lipca 2008 udało nam się kupić piękną czerwoną Nivę, rocznik 1984. Nasze „cacko” pomimo wieku jest w niezłym stanie wymaga jednak paru przeróbek i przygotowania na wyprawę.

Przez parę dni Adam z Andrzejem (jego ojcem, który będzie koordynował wyprawę z kraju) dokonali parę zmian w wyposażeniu wnętrza samochodu. Wymienili wykładzinę, bo podgniwała i dawała dziwny zapaszek. Zamalowali również wszystkie ślady korozji. Tylna kanapa została wymontowana po to by powiększyć przestrzeń bagażową. Adam zamontował również całkiem niezły sprzęt grający wraz głośnikami (muzyka w tak długiej podróży będzie nam umilać czas).

Ja w tym czasie zajmowałem się załatwianiem sponsoringu oraz wszelkiej dokumentacji wyprawy tj. wizy, pozwolenia itp. Obecnie nasza „czerwona dama”, w której jesteśmy coraz bardziej zauroczeni, przebywa w serwisie samochodowym Boscha. Pan E. Kania (właściciel serwisu) wraz ze swoimi fachowymi pracownikami przygotowuje nasze autko do tak trudnej podróży. Pozostało nam tylko czekać i modlić się żeby zdążyli na czas.

11 sierpnia 2008 roku o godz. 18:00 z rynku w Głogówku chcemy uroczyście wyruszyć na wyprawę GŁOGÓWEK – KIRGISTAN 2008. Przejedziemy przez: Ukrainę – Rosję – Kazachstan – Kirgistan – Kazachstan – Rosję – Ukrainę do Polski. Razem ok. 15-16 tys. km. Powrót planujemy na koniec września. Podczas wyprawy w miarę możliwości będziemy uzupełniać naszą stronę internetową.

Relacja

11 sierpnia – Głogówek
Po oficjalnym pożegnaniu na głogóweckim rynku, wyruszyliśmy.

17 sierpnia – Astrahan (Rosja)

Po przejechaniu 2900 km. jesteśmy w mieście Astrahan nad morzem Kaspijskim. Przekroczyliśmy już dwie strefy czasowe. Dotychczas drogi były dosyć dobre. Pod kolami mieliśmy asfalt. Po drodze mijaliśmy kilkadziesiąt kontroli i posterunków milicji. Mieliśmy dużo szczęścia bo zatrzymali nas tylko cztery razy i to bez większych konsekwencji. Za pierwszym razem daliśmy ukraińskiemu milicjantowi łapówkę w wysokości 11 hrywien co go rozbawiło po czym zwrócił nam kasę mówiąc ze nie zbiera drobnych do czapki tylko jest milicjantem. Puścił nas z uśmiechem na twarzy życząc szerokiej drogi. Za drugim razem zatrzymali nas na radar gdyż przekroczyliśmy prędkość o 35 km. Milicjant dowiedział się gdzie jedziemy i kazał nam jechać dalej, oczywiście przepisowo. Daliśmy mu dwa kubki, które otrzymaliśmy od sponsora, firmy Zamkon aby obdarowywać nimi spotkane, życzliwe nam osoby. Za trzecim razem zatrzymano nas na posterunku przydrożnym. Problemem były ciągle świecące światła biegu wstecznego. Po kilkunastominutowych straszeniach konsekwencjami problem błyskawicznie rozwiązał banknot 100 rubli (ok.4 dolary) wsadzony w paszport.

Jeżeli chodzi o granice to na polsko-ukraińskiej poszliśmy do kierownika zmiany wartowniczej i powiedzieliśmy mu ze jesteśmy polską wyprawą, o której będą mówić w telewizji, na co on kazał swoim podwładnym, aby nas odprawili bez kolejki. Cała akcja trwała ok 2h. W przeciwnym razie przypuszczamy, że spędzilibyśmy tam ok 6h. Na granicy ukraińsko-rosyjskiej nie było już tak różowo mimo, |e poza nami było tam zaledwie kilka samochodów. Zarówno ukraińscy jak i rosyjscy celnicy zrobili nam niezły kipisz w aucie przeszukując nasze bagaże. Spędziliśmy tam 3 godziny.

Nasza Niva sprawuje się całkiem niezłe. Co prawda przy prędkości ok. 80km/h towarzyszy nam drganie i głośne dzwonienie drążków zmiany biegów (a mamy ich trzy). Ogrzewanie jest ciągle włączone ale i do tego tez już się przyzwyczailiśmy. Z pewnego tajemniczego urządzenia w kabinie samochodu (chyba odpowiedzialnego za ogrzewanie) ciekł płyń chłodniczy. Początkowo wieszaliśmy pod to ustrojstwo plastikową butelkę i co kilka godzin wlewaliśmy nagromadzony tam płyn z powrotem do chłodnicy. Po odwiedzinach u elektryka, który naprawił nam światła zmuszeni byliśmy pojechać do mechanika, gdyż wyciek powiększał się. Specjalista poza wymiana wcześniej wspomnianego cieknącego urządzenia zainstalował nam także dyfuzor powietrza, który ma nam poprawić chłodzenie silnika (obudowa wentylatora). Zaskoczeniem dla nas było to, że mechanik nie wziął od nas pieniędzy za naprawę. Dzisiaj okazało się ze płyn nadal wycieka! Jutro dzień zaczniemy od ponownych odwiedzin zaprzyjaźnionego mechanika.

Czujemy się dobrze. Dziennie jedziemy ok.10 godzin przejeżdżając ok. 500km. W kolejnych krajach nie będzie tak szybko. Odkąd wjechaliśmy do Rosji za oknami rozpościera się krajobraz iście stepowy. Ostatnie kilkanaście godzin jechaliśmy na południe wzdłuż rzeki Wołga, od czasu do czasu zbliżając się na odległość ok.1km i tu pojawiały się pojedyncze drzewa. Od wyjazdu z Polski żar leje się z nieba, nasz samochód jest tak gorący ze kontakt z nim gola skora powoduje oparzenia, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz :). Pijemy dużo płynów. Trzymajcie kciuki aby tak dalej!

W miarę możliwości odezwiemy się z Kazachstanu, do którego mamy zamiar wjechać jutro (tj.18.08.2008)

21 sierpnia – Aktobe (Kazachstan)

No i zaczęło się! Codzienna walka z drogą! Asfaltu brak, a jak już jest to i tak szybciej jedziemy po stepie! Nasza Niva czasami musi zmierzyć się z takimi przeszkodami jak np. rów głęboki na 2m. Kilka razy zahaczyliśmy podwoziem, raz wybiło nas w powietrze przy większej prędkości! Kurz i pył jest wszędzie, oczy, uszy, usta… Nasza średnia prędkośc to ok.30km/h. Jedziemy po ok.10h dziennie. Ale te wszystkie trudy rekompensują nam takie chwile jak ta wczorajsza kiedy to dojechaliśmy do studni z woda! Cóż to była za radość!!! Schłodziliśmy się, ugasiliśmy pragnienie i zmyliśmy z siebie ten kurz! Niestety tylko na chwilkę, bo po kilku minutach jazdy ponownie wygladaliśmy jak górnicy! Walczymy dzielnie, nie poddajemy się choć nie jest łatwo!

Nasza niva ciągle jedzie aż dziw, że jeszcze w jednym kawałku. Jesteśmy przekonani, ze nasze europejskie samochody osobowe nie wytrzymały by tego. Oczywiście mieliśmy kolejnych kilka awarii. Na szczęscie drobnych: urwana rura wydechowa, naderwany tylni zderzak. Aktualnie mamy problemy ze skrzynia biegów. Czwarty bieg odmawia nam współpracy. Spokojnie pokonujemy kolejne kilometry przerzucając z trójki od razu na piątke! Nasze kontakty z milicja nabrały dosyć zabawnego wymiaru, gdyż tutejsi funkcjonariusze to właściwie proszą o drobna łapówkę z błagalnym wyrazem twarzy. Łapówek nie dajemy tylko ratujemy się podarkami z polski kubki, czapki z daszkiem, koszulki.

Jutro ruszamy na południe w stronę Aralska nad morzem Aralskim.Przypuszczamy ze dojazd tam zajmie nam 3 dni, gdyż do pokonania mamy odległość ok. 550km. Zdrowie i humory dopisują! Pozdrawiamy!

29 sierpnia Kara-Balta (Kirgistan)

Jesteśmy już w Kirgistanie! Przejazd przez stepy Kazachstanu był dla nas ciężki! Nasze autko tez trochę ucierpiało. Z ciekawszych awarii (było ich wiele) to urwaliśmy przednie amortyzatory,z prawej strony oderwało się górne mocowanie do podwozia, a z lewej dolne. Pękła też prawa sprężyna i tylni amortyzator, wyciekł z niego olej. Tylne amortyzatory wymieniliśmy sami, a spawanie przodu i wymianę sprężyny powierzyliśmy lokalnym „specjalistą”. Staramy się wszystkie usterki reperować na bieżąco aby nie nawarstwiło się tego zbyt wiele :).

Milicja zatrzymała nas jeszcze kilkanaście razy ale bez większych konsekwencji. Chyba nauczyliśmy się już tutejszych technik negocjacji :). Są bardzo mili, zawsze podają rękę na przywitanie, absolutnie konfrontacje te nie są nieprzyjemne. Przejeżdżając przez wioski wzbudzamy zainteresowanie lokalnej ludności. Dzieci biegną za naszym samochodem, dorośli podchodzą i pytają skąd jesteśmy i gdzie jedziemy. Czasem dzieciaki rzucają w nas kamieniami, aby zwrócić na siebie naszą uwagę i nawiązać jakiś kontakt. Jesteśmy przekonani, że nie ma w tym żadnej złości.

W Kirgistanie jesteśmy już od trzech dni. Tutejsze krajobrazy zapierają dech w piersiach. Piękne, ogromne góry, krystalicznie czyste rzeki i i czasami drzewa które w końcu pozwalają nam na rozpalenie ogniska wieczorem. W Kazachstanie nie było o tym mowy. Nasza Niva chyba jest trochę mniej zadowolona bo musi czasami pokonywać przełęcze na wysokości ok. 4000m.n.p.m. W powietrzu jest tam tak mało tlenu, że odczuwamy skutki choroby wysokościowej ciężko oddychając i męcząc się przy najmniejszym ruchu. Stromizny są tak duże, że musimy podjeżdżać na przekładni terenowej. Niva grzeje się, ale nie poddaje. Drogi jak na razie są dobre. Pokryte dosyć dobrym asfaltem lecz bardzo kręte co wymaga od nas olbrzymiej koncentracji w czasie jazdy. Tutejsi kierowcy to kaskaderzy amatorzy, to co wyprawiają przechodzi ludzkie pojecie.

Wczoraj spotkaliśmy się z naszym kolega Pawłem Kuśmierskim ze Szczecina, który wraz ze swoja dziewczyną Kasią podążają z Chin do Mongolii nissanem patrolem. Milo było spędzić wieczór z rodakami i powspominać kilka wspólnie spędzonych chwil, cztery lata temu w Ulan-Bator. Paweł był członkiem wyprawy „Śladami Benedykta Polaka”, z którą spotkaliśmy się w Mongolii.

Zdrowie i humory dopisują! Mamy jeszcze energie aby walczyć z przeciwnościami losu. Łatwo się nie poddamy! Pozdrawiamy! Ps.Z internetem jest bardzo kiepsko wiec trudno powiedzieć kiedy prześlemy kolejna relacje.

25 września – Charków (Ukraina)

Wjechaliśmy już na Ukrainę. Jesteśmy w Charkowie. Po wjeździe do Kazachstanu pojechaliśmy nad jezioro Bałchasz. W trakcie przejazdu przez wioseczkę prowadzącą nad brzeg jeziora, miejscowa ludność zaniepokojona pojawieniem się obcego pojazdu, powiadomiła milicję, ta zaś ruszyła w pościg za nami. Panowie milicjanci okazali się bardzo miłymi funkcjonariuszami, postanowili zaprowadzić nas w najciekawsze miejsce nad jeziorem. W trakcie tej eskorty natknęliśmy się na kłusowników. Milicjanci zatrzymali samochód, przeprosili nas na kilka minut, bo musieli dopełnić obowiązków służbowych tj. skonfiskować kłusownikom trzech ryb w formie łapówki. Zadowoleni zaprowadzili nas na miejsce. W trakcie wykonywania sesji zdjęciowej usłyszeliśmy kilka strzałów z broni palnej w okolicy. Milicjanci życząc nam powodzenia pośpiesznie ruszyli karać następnych kłusowników. W nocy strzały słyszeliśmy wielokrotnie. W lekkim strachu dotrwaliśmy do rana, aby ruszyć w dalsza drogę.

Następnego dnia namiot rozbijaliśmy po zmroku. Rano okazało się, że nocowaliśmy w polu marihuany. Pasterz, który konno odwiedził nas aby zjeść z nami śniadanie, dziwił się ze jeszcze milicja nie zorganizowała akcji aby nas aresztować, gdyż cały ten obszar jest ściśle kontrolowany. I wykrakał…! 5 min. po wjeździe na asfalt i ruszeniu w dalszą podroż, drogę zajechał nam samochód, z którego wybiegło czterech milicjantów. Po raz kolejny obyło się bez problemów. Wytłumaczyliśmy kim jesteśmy i gdzie jedziemy, natomiast funkcjonariusze powierzchownie przeszukali nasze auto i (co nas bardzo zdziwiło) obwąchali nam ręce aby sprawdzić czy nie dotykaliśmy tych roślinek. Nieźle wyszkoleni – pomyśleliśmy i po życzeniach powodzenia ruszyliśmy dalej. 🙂

Po jednym dniu jazdy dotarliśmy nad jezioro Burabaj. Piękne miejsce lecz od tego dnia do dziś pogoda bardzo się zepsuła. Kilkakrotnie padał śnieg, a w nocy jest zimno i wilgotno. Właściwie to od tego miejsca zaczęliśmy powrót kierując się na zachód. Po drodze kilka razy spaliśmy na stajankach dla Tirów bratając się z kierowcami rożnego pochodzenia.

W Rosji zaliczyliśmy najpoważniejszą awarię. Po raz pierwszy nasz samochód został unieruchomiony. Całkowicie rozsypało się sprzęgło – wszystkie jego elementy. Holowanie do mechanika i naprawa zajęła nam kilka godzin i kosztowała 100 dolarów. Z nowiutkim sprzęgiełkiem i dobrymi humorami, wieczorem ruszyliśmy w dalsza drogę.

Natomiast dwa dni wcześniej w Kazachstanie zaliczyliśmy najpoważniejsze wykroczenie drogowe na którym przyłapała nas milicja. Nasza Niva rozwinęła prędkość 87km/h w miejscu gdzie dozwolona wynosiła 40km/h. Milicjanci okazali się nadzwyczaj mili i mimo, że całe zajście zarejestrował fotoradar zamontowany w ich samochodzie, sprawę rozwiązała czerwona czapeczka z daszkiem, którą daliśmy im w podarku. Polscy policjanci powinni jeździć do Kazachstanu na szkolenia z uprzejmości! 🙂

Aktualnie jesteśmy w Charkowie na Ukrainie. To jest już ostania relacja, gdyż za kilka dni będziemy już w domciu. Powrót planujemy na 28.09 wieczorem. Dziękujemy wszystkim za zainteresowanie naszymi relacjami, Trzymajcie kciuki aby ten ostatni etap naszej wyprawy przebiegł pomyślnie!

Galeria

Nasze wyprawy
Follow us on social media.